08-09-10 17.5 metra robi różnicę
Czy istnieje jednostka miary, którą precyzyjnie określilibyśmy różnicę jakości, jaka dzieli polską kinematografię od seryjnie wydawanych mistrzowskich produkcji choćby z naszego europejskiego podwórka. Czy można zmierzyć rozmiary przepaści, która różni naszych rodzimych futbolowych partaczy od światowej, czy brazylijskiej samby? Zdaje się to dosyć trudne.
O ile zaległości w gospodarce dałoby się wyznaczyć konkretną ilością niewybudowanych kilometrów autostrad, o tyle w sferze naszego architektonicznego ubóstwa wyznaczenie różnicy za pomocą jednostki miary wydaje się niewykonalne. No, może z jednym wyjątkiem. Wszak w Krakowie, zdaje się, nie ma rzeczy niemożliwych. Mowa jest o stadionie Wisły Kraków, niechlubnym dziele duetu Wojciecha Obtułowicza i prezydenta Jacka Majchrowskiego. Ale co takiego różni będący na ukończeniu obiekt sportowy od jego funkcjonalnych braci? Nie mniej, nie więcej, a 17,5 metra. Tyle dokładnie. Ale do rzeczy.
Owe 17,5 metra to nic innego jak odległość bocznej linii murawy od pierwszych rzędów z krzesełkami. Z powodu tak zaprojektowanej geometrii obiektu, stadion jest niemal kwadratowy. Trybuny zorientowane wzdłuż boiska oddalone są od siebie o 103 metry! Ktoś powie, że bijemy zatem na głowę wszelkie powstałe dotąd stadiony, wyznaczamy nowe trendy. Niestety pomyli się okrutnie, bowiem w tej materii jakość rośnie odwrotnie proporcjonalnie do odległości ( sic ). Ten sam jegomość, nie podda się i zapyta ponownie, czy to aby nie przesada, żeby trąbić z powodu jakichś 17,5 metrów, no bo przecież każdemu się pomyłka zdarza, a kto wie, może się projektantowi myszka poślizgnęła, normy pomyliły, albo autocad zresetował w najbardziej nieszczęśliwym momencie. To wszystko jest tak samo możliwe, jak niemożliwa zdaje się historia tego krakowskiego bubla. W każdym razie owe 17,5 metra to jedynie czubek góry lodowej w lawinie błędów i skandali prowadzonej pod szyldem Euro 2012 inwestycji. Ale po kolei.
Czy sądzisz drogi czytelniku, że miasto może zlecić z wolnej ręki sporządzenie projektu dla inwestycji wartej pół miliarda złotych? Oczywiście, że nie, odpowiesz...Chyba, że w Krakowie, tutaj jak się zdaje, można wiele. Projektowa historia realizacji stadionu budowanego dla krakowskiej Wisły ani nie zaznała konkursu, ani przetargu. Można sobie wyobrazić taką scenkę. Przychodzi pan architekt Wojciech O. do pana Jacka M. albo i na odwrót, bez znaczenia. Słychać krótkie chrząknięcia, dochodzi do wymiany gestów, uprzejmości, dzieje się coraz więcej, pojawiają się jakieś dokumenty, uściski dłoń i...karty rozdane. Poker królewski jak się patrzy. Co z tego, że renomowana firma z Holandii obiecuje zaprojektować i zbudować obiekt za niewielkie pieniądze. Na co rozpisywać konkurs, ogłaszać przetargi. Fakt, że dwie trybuny za bramkami zrealizowane w pierwszym etapie obarczone były setkami poważnych funkcjonalnych i estetycznych uchybień nie przeszkodził, aby kontynuować współpracę z pracownią Wojciecha Obtułowicza. Nawet realna szansa na otrzymanie organizacji finałowych meczów Euro 2012 zdawała się kiepską motywacją do rozpisania konkursu, albo chociaż przeprowadzenia rozmów z renomowanymi pracowniami mającymi na koncie podobne obiekty. Czy nie zastanawia fakt, że szansę na Euro2012 Kraków stracił po żenujących błędach formalnych we wnioskach? Wszak w razie otrzymania organizacji turnieju inwestycja musiałaby zyskać niezwykłą przejrzystość i rzetelność, na których, jak można domniemać nie wszystkim zależy. Zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę wynagrodzenie, które w podobnych inwestycjach oscyluje wokół 3 do 7 procent z wartości inwestycji, a w tym przypadku jest to pół miliarda złotych. Wynagrodzenie projektanta to wobec tego między 15, a 35 milionów złotych. Bagatela.
Rzućmy okiem na atrakcje, które za ponad pół miliarda złotych przygotowało dla nas miasto wespół z architektem. Oddana kilka lat temu, goszcząca najwierniejszych kibiców trybuna za jedną z bramek do tej pory nie doczekała się klatek schodowych i nie kwalifikuje się do użytkowania. Będące klientem miasto, nie zadbało również o wiele innych elementów obiektu, tak oczywistych jak choćby telebimy, na które ponoć nie starczyło pieniędzy, a których konstrukcja nośna zlokalizowana została w najoryginalniejszy, żeby nie użyć mocniejszych określeń, sposób a mianowicie na środku większych trybun. Zapewne architekt nie przepada za telewizją, postanowił zatem uprzykrzyć pracę realizatorów transmisji telewizyjnej, w której zamiast okazałej przeciwległej trybuny z widzami, oglądać będziemy tylnią część telebimu. Pozostając jeszcze przy telebimach, przy okazji prezentacji oświetlenia stadionu Wisły, miasto poinformowało, że zamontowanie tychże odbędzie się dopiero w następnym roku. A wszystko z uwagi na kosztorys przedsięwzięcia opiewający na 3,6 miliona złotych . Słowa dyrektor ZIKiT Joanny Niedziałkowskiej nie pierwszy raz wzbudziły podejrzenia i kontrowersje, bardzo szybko okazało się, że miasto chętnie zamierzało przepłacić ponad dwukrotnie. Należy się zastanowić, ile elementów stadionu wyceniono w ten sposób. W tym kontekście warto przypomnieć choćby budowę pawilonu medialnego. Pomijając kwestię jego funkcjonalnych braków interesujący zdaje się proces w którym wycena obiektu rosła jak szalona, z 4 do ponad 10 milionów złotych. Ale to nie koniec. W projekcie przewidziano tylko dwie kasy dla 33 tysięcy widzów. Stając w kolejce po bilet warto zatem zaopatrzyć się w śpiwór, albo namiot, a najlepiej w jedno i drugie z cierpliwością w pakiecie. Kolejną oznaką animuszu pracowni projektowej i nadzorującej inwestycję ZIKiT jest zaprojektowanie stopni między rzędami o wysokości 51 centymetrów. Ten jeden centymetr kosztował grube miliony, bo wymusił instalację stalowych balustrad przy każdym krzesełku piętrowych trybun. Inną ciekawostką jest kwestia najdroższych miejsc na stadionie. Zaprojektowano je tak, aby najhojniejsi goście obiektu mogli zamiast murawie i zmagań piłkarzy na niej walczących przyjrzeć się betonowemu murkowi, skutecznie zasłaniającemu wygodne uczestniczenie w wydarzeniu. Po tym wszystkim zapewne nikogo już nie dziwi tłumaczenie pani Niedziałkowskiej, jakoby fatalny stan betonowych elewacji był umyślnym zabiegiem wynikającym z brutalistycznej architektury obiektu. Pomimo ogromnego budżetu w trakcie realizacji miasto bez oporów przychyliło się na wniosek wykonawcy o rezygnację z betonu architektonicznego. Podobna, przedziwna klątwa dotknęła również nawierzchnię wokół stadionu, która w zamyśle architekta chcąc zaistnieć w formie kostki granitowej skończyła jako...asfalt. Podsumowując wymienione, co barwniejsze aspekty stadionowej inwestycji chciałoby się zadać pytanie o funkcjonowanie w polskim systemie pojęcia niegospodarności i zwyczajnej odpowiedzialności za swoje obowiązki. Zwłaszcza, jeśli rzecz dotyczy zabawki za ponad pół miliarda złotych z kieszeni podatników.
Ktoś niechybnie mi zarzuci, że krytyka to rzecz prosta, że narzekać Polak lubi. Nic bardziej mylnego drogi czytelniku. W odpowiedzi na domniemany zarzut ogłaszam wszem i wobec konkurs na zagospodarowanie wielkich przestrzeni, rozciągających się szeroko na 17,5 metra między trybunami a liniami bocznymi boiska. Żeby jednak nie spocząć na samej inicjatywie, Unique Vision Studio, które prezentuję w osobie własnej przygotowało kilka przykładowych propozycji, które oczywiście w ostatecznym procesie konkursowym udziału nie wezmą, ale być może rozpalą kilka zdolnych głów. Zadanie do wykonania jest o tyle wyjątkowe, co wymagające i chwalebne. Może przecież odwrócić losy beznadziejnie wydanych 500 milionów, przynieść niewątpliwą sławę pomysłodawcy, promocję obiektowi a i zdobyć potrzebne do utrzymania się stadionu pieniądze. Nikt w przyszłości już nie powie, że stadion za pół miliarda, że bez konkursu, że bez przetargu. A do tego wszystkiego, może i krytyka spadająca na barki architekta, szanownego pana Wojciecha Obtułowicza zamieni się w peany podziwu na cześć świetnie przemyślanej, multifunkcjonalnej 17,5 metrowej ziemi obiecanej.
zobacz propozycje Unique Vision Studio
Rafał Barnaś / uniquevisionstudio.com